Elżbieta Cherezińska "Ja jestem Halderd", Wydawnictwo ZYSK i S-KA, Poznań 2010, str. 484

Kategoria: port literacki Opublikowano: sobota, 15 maj 2010 Drukuj E-mail

To nie wyprawa z motyką na Księżyc, jak próbują bąkać złośliwcy, lecz ambitne przedsięwzięcie pisarskie. Elżbieta Cherezińska, z wykształcenia teatrolog, do niedawna mało znana autorka (bo ledwie z dwiema książkami na koncie, z których jedna jest współautorska) podjęła się napisania skandynawskiej, a konkretnie norweskiej sagi. I to w sześciu częściach. Innej od dotąd spotykanych: zwykle kojarzonych z bitewnym zgiełkiem Wikingów, ich łupieżczymi wyprawami w głąb Europy i dalej. Tu męską perspektywę widzenia zastępuje kobieca. A z tej perspektywy świat wygląda inaczej...

Początkiem nowej pisarskiej przygody E. Cherezińskiej była opublikowana w 2009 roku pierwsza część Północnej Drogi: Saga Sigrun. Opowiadana historia sięga czasów jedenaście stuleci wstecz. Główną bohaterką tej powieści jest tytułowa Sigrun: kobieta dzielna, już niemłoda, córka wielkiego jarla i żona dumnego woja Regina. Pod nieobecność męża, pochłoniętego wyprawami, zarządza domem, tęskni, wychowuje dzieci. Ot, chciałoby się rzec, zwykłe sprawy. Lecz życie stawia opór, nie szczędzi również wydarzeń traumatycznych.
Podobne fabuły można przedstawiać na rozmaite sposoby. U E. Cherezińskiej mamy zero sentymentalizmu, za to dużo twardej ówczesnej rzeczywistości, która podana jest ze znawstwem historii. Opisywane scenerie i wydarzenia przekonują autentyzmem szczegółów. A także językiem przyjaznym czytelnikowi: bez zawiłości stylistycznych i postmodernistycznych sztuczek. Narracja (z dygresjami) prowadzona jest ciekawie, dialogi przekonują.

To była pierwsza część sagi z krainy fiordów. A w tym roku, ledwie kilka tygodni temu, otrzymaliśmy część drugą: Ja jestem Halderd.
Ta część, jak informuje wstęp dołączonego do powieści "Kalendarium", oparta jest na dziejach Skandynawii w latach 945-1000. Bohaterowie "Północnej Drogi" są postaciami fikcyjnymi, kanwą opowieści jest jednak prawdziwa historia, na tyle, na ile dzisiaj można próbować ją odtworzyć i interpretować.
Na ile można ją odtworzyć i interpretować - powiada autorka. Bo znów, podobnie jak w części pierwszej, tło historyczne ma dla tej fabuły znaczenie. Nie tylko porządkujące, nie tylko ze względu na chronologię. Także dla rekonstruowanej prawdy czasu. Która to rekonstrukcja, jasna rzecz, służyć ma konwencji tej prozy.
Tym razem postacią wiodącą jest Halderd, którą przelotnie poznaliśmy już w Sadze Sigrun. I znów, jak w części pierwszej, otacza nas specyficzny klimat schyłku pierwszego tysiąclecia: inkrustowany zmysłowym szczegółem, pełen ciepła ale i cierpienia. Lecz doszedł silnie rozbudowany wątek chrystianizacji późniejszej Norwegii, a też politycznych rozgrywek wokół władzy.
Trzeba się zgodzić z Magdaleną Gauer, literaturoznawczynią, że to książka, która rozrasta się w czytelniku jak drzewo. Odgałęzień tu sporo, natomiast korzenie sięgają głęboko - drążąc i pobudzając naszą wyobraźnię. W tych konarach, w tych korzeniach krążą ożywcze soki udanej kreacji, nastrojowości, epickiego szwungu. Aż żal lekturę urywać.
Jednak jest pociecha: rozpędzona twórczym ciągiem E. Cherezińska zapowiada część trzecią. Będzie to Saga Einara, której dwustronicowy fragment zamieszczono na końcu książki. Pytanie kiedy ją ujrzymy. W przyszłym roku? Niektórzy, po strawieniu dwóch pierwszych części, już z niecierpliwości przebierają nogami.

A tym, którzy z dotarciem do książki mogą mieć kłopoty, zwracam uwagę na adres internetowy http://polnocna-droga.blogspot.com, gdzie fragmenty powieści i recenzje obu pierwszych części Północnej Drogi.


Wanda Skalska