Aleksander Przybylski „Literacki almanach alkoholowy”, Wydawnictwo SŁOWO / OBRAZ TERYTORIA, Gdańska 2016, str. 384

Category: port literacki Created: Saturday, 22 October 2016 Published: Saturday, 22 October 2016 Print Email


Szymon Prowacki

„KAWA SIĘ NADAWA / LECZ GORZAŁA LEPIEJ DZIAŁA”* - CZYLI PROMILE W LITERATURZE


Że literatura i sztuka często bywa przesiąknięta alkoholem (oraz innymi używkami) to tajemnica poliszynela. I książek dotykających tych przypadłości, opisujących je na rozmaite sposoby, nie brakuje. A nową rzecz o tym zmajstrował Aleksander Przybylski. Właśnie leży przede mną na biurku jego Literacki almanach alkoholowy. Publikacja, licząca blisko 400 stron, z edytorskim rozmachem wydana – obok ze swadą (i poczuciem humoru) napisanego tekstu zawiera mnogość barwnych ilustracji (m. in. reprodukcji dzieł plastycznych, rysunków, grafik, zdjęć pisarzy). Słowem jest w czym się zanurzyć, gdzie błądzić. Gdyż książka ta nie wymaga linearnej lektury – można skakać w niej, niczym konik polny po łące (bez nieznośnej świadomości utraty czegoś istotnego).

Zacznę od obszernego cytatu ze wstępu (a jakże, zatytułowanego „Aperitif”), w którym autor wykłada ideę zamierzenia.

„Tyle o tym nieszczęsnym alkoholu jest już napisane, że niedobrze się robi, gdy się w tej sprawie >dotyka pióra<”. Ta diagnoza Witkacego z upływem czasu tylko zyskuje na aktualności.To prawda, że na temat alkoholu, a także związków alkoholu z literaturą powstało więcej książek, niż Jerofiejew oddał w swoim życiu butelek zwrotnych. Czym zatem jest Literacki almanach alkoholowy i dlaczego Czytelnik ma sobie zaprzątać nim głowę oraz wątrobę? (…)
Moją ambicją nie było napisanie uczonej rozprawy na temat roli alkoholu w prozie nowożytnej. Niech filozoficznymi, społecznymi i psychologicznymi konsekwencjami tworzenia sztucznych rajów na kartach powieści zajmą się eksperci. Mnie brakuje aparatu krytycznego i wiedzy teoretycznej.
Almanach niniejszy jest dziełem człowieka, który lubi czyta oraz także wypić – i który postanowił połączyć swoje zainteresowania. A jeśli nawet zdarzy mi się wpłynąć na wzburzone wody dyskursu literaturoznawczego, to nie wymagajcie, proszę, by moja łódka trzymała się jakiegoś ściśle określonego kursu. Będę raczej halsować między bojami skojarzeń, wzbudzając czasem uśmiech politowania na twarzach wytrawnych nawigatorów. Ta książka powstała z pasji dyletanta i zaznaczam to z niejaką dumą, świadom  tych wszystkich przyjemnostek, które są dostępne amatorowi, a do których skłonność ekspert musi skrywać. Jeśli Almanach poszerzy Waszą wiedzę o literaturze, to dobrze. Jeśli zaś uczyni Wasze sobotnie wieczory bardziej interesującymi, to tym lepiej.

Jak zbudowana została książka? Zerknijmy na spis treści. Główne działy to: „Piwa”, „Wina... i wynalazki”, „Wódki”, „Koktajle”, „Niepijalne”, „Nieistniejące i nierozpoznawalne”, „Remedia” oraz „Gry i zabawy”.
W pierwszym m.in. budweiser, grieskirschen, guinnness, pilsner, piwo świerkowe, porter, tuborg, żywiec; w drugim m.in. beaujoles, chablis, falernum, jeżyniak, małamazja, miód pitny, porto, sake, tokaj; w trzecim m. in. absynt, arak, brandy, calvados, cytrynówka, grappa, koniak, mezcal, pernod, śliwowica, tequila, żubrówka. Natomiast w rozdziale „Koktajle” m.in. Biały Anioł, herbata z czerwonym winem, Mint Julep, Orinoko, szprycer, Śniadanie Mistrzów, Tom Collins, Vesper Martini, wino spodiodi; a wśród niepijalnych m.in. denaturat po fryzjersku, lek świętego Elma, Limerick Brandy, Perpetual-Motion-Food, psia krew, salicyl, szmaciarz z Rancy.
Jakże egzotyczne (a czasem wręcz poetyckie) nazwy znajdziemy również w części „Niestniejące i nierozpoznawalne” - m.in. Dżin Zwycięstwa, neospazmina z płynem do badania poziomu cynadrów w akumulacie, Pangalaktyczny Gardłogrzmot, samogon Griszki Rasputina, winiak głębokiego nieba, woda z fontanny Bakbuk. A w „Remediach” co? M. in. drink paniczny, lek Jeevesa, ogórek Iriny, orzechówka kapitana Sznabla, remedium Jaszwina, serdelki oszusta, zsiadłe mleko.
Wreszcie „Gry i zabawy”, a w nich m.in. czara Małachowskiego, intergalaktyczna gra barowa, rum gonzo, samolot, slalom Hrabala, symfonia alkoholowa, toast Klaudiusza, usta-usta.
To tylko wyimki, bo podrozdzialików jest blisko sto pięćdziesiąt...

Dużą zaletą dzieła A. Przybylskiego są cytaty z książek dotykających (lub wręcz snujących) alkoholowe wątki, w tym mojej ukochanej powieści (gdy o tę materię idzie) Tortilla Flat J. Steinbecka.
A z jakimi pisarzami tu się zderzymy? Kilka nazwisk już padło. A jest ich mnogość. Między innymi: Tomasz Mann, Jane Austen, Jean-Paul Sartre, Wiktor Pielewin, Edgar A. Poe, Marcel Proust, Michel Houellenbecq. Miguel de Cervantes, Wiliam Szekspir, Saul Bellow, Charles Dickens, Stendhal, Yukio Mishima, Johann Wolfgang Goethe, August Strindberg, Erich Maria Remarque, Gustaw Flaubert, Cesare Pavese, Malcolm Lowry, Fiodor Dostojewski, Charles Bukowski, Henry Miller, Michał Bułhakow, Truman Capote, Joseph Conrad, John Updike, Vladimir Nabokov, Raymon Chandler, Roland Topor, Kurt Vonnegut, Thomas Pynchon, Jack Kerouac, Ernest Hemingway, Italo Calvino, John Irving, Milan Kundera, Jaroslav Hasek, Lew Tołstoj, Boric Vian.
A z polskojęzycznych Stefan Żeromski, Henryk Sienkiewicz, Jan Potocki, Władysław Reymont, Adam Mickiewicz, Bolesław Prus, Leopold Tyrmand, Witold Gombrowicz, Marek Hłasko, Henryk Worcell, Ireneusz Iredyński, Stanisław Lem, Jan Himilsbach, Rafał Wojaczek, Marcin Świetlicki, Jerzy Pilch, Jacek Podsiadło.

Bo pełen indeks osób (w tym postaci fikcyjnych) – uwaga! - liczy około ośmiuset. Znakomicie to świadczy o erudycji autora Almanachu. Jak powiada na okładce edytor, to kompendium wiedzy na temat alkoholowych gustów wybitnych pisarzy i stworzonych przez nich postaci. A jego lektura bywa zaskakująca, bo kto by pomyślał, że do książek pijackich można zaliczyć Anię z Zielonego Wzgórza.

Fakt. Dzieło A. Przybylskiego zaskakuje na rozmaite sposoby. Zaskakuje i bawi (szczęściem nie poucza). Warto również podkreślić lekkość pióra (dziś się już mówi – klawiatury?) autora oraz jego szczególną empatię wobec miłośników napojów wyskokowych.

I pomyśleć, że od zawsze chodzi o ten szum, o ten szmergiel w głowie, o dawki rozluźniaczy wewnętrznych spięć; na czas nieokreślony, a dosyć skutecznie separujący od napierającej okrutnie rzeczywistości – tak na marginesie zauważę (jako admirator tradycyjnego czerwonego wina). Cóż, z alkoholem, owszem, bywa ciężko, lecz bez niego potrafi być... jeszcze ciężej. Takie wnioski nasuwają się po lekturze tego wysokopromilowego wydawnictwa.

I nawrót ku początkowi księgi opisującej przyliterackie okołoalkoholowe przygody. Do cytatu z Ulissesa J. Joyce'a, stanowiącego motto: Jak mawiała matka Grogan: kiedy se leję herbatę, to se leję herbatę. A kiedy leję co insze, to leję co insze. Co insze zostało tu obficie polane, bez dwóch zdań.

A kimże jest autor tegoż barokowo sprokurowanego (i smakowitego) dzieła? Na skrzydełku książki znajdziemy taką zwięzłą informację: Aleksander Przybylski. Urodzony w 1986 roku w Poznaniu. Kulturoznawca, dziennikarz, autor opowiadań i tekstów o muzyce poważnej. Tryb życia nocny. Występuje w telewizorze, żerując na dziwnych przypadkach. Ma problemy ze sprzątaniem kuchni i życiem w ogóle.
I wszystko jasne (oprócz tego, co ciemne – i nie w promilowym płynie).

Aleksander Przybylski „Literacki almanach alkoholowy”, Wydawnictwo SŁOWO / OBRAZ TERYTORIA, Gdańska 2016, str. 384

Szymon Prowacki


------------------------------------------
* dwuwiersz amerykańskiego poety Ogdena Nasha w tłumaczeniu Stanisława Barańczaka