Linie światła

Category: z dnia na dzień Published: Monday, 19 August 2019 Print Email

Małgorzata Skałbania

Jak najdalej od przewodnika,
idę za dobrą radą Wirzbięty Emersona. Zamykam krąg blackberry, słowem słyszanym w lesie co rok o tej samej porze, drugimi jeżynami w Anglii, true blackberries, western dewberries. Dzięki Unknown Leonardo mogę bawić się geometrią i witalnością. Porównuję, nie batolog, rysownik, szkice tej rośliny z rzeczywistością. Ożyny, jeżyny, czerwona kredka, biała dla słońca i nic, pustka na opis (chas d’une aiguille, bańka w igle). Mówią, że ilustracje czarnych jagód miały być częścią ważnego traktatu roślinnego, nie luźnymi notatkami da Vinciego o pierwszej, pojedynczej jagodzie, budowaniu przestrzeni za pomocą gry światła i cienia.

Pierwsze zbiory na wyspie (zbierać trzeba),
pierwsza zwrotka Blackberry-Picking. Seamus Heaney o smaku słodkiego wina, letniej krwi.
Drugą z rat-grey fungus odrzucam.

Odpowiedź redakcji pisma A.
Szanowna Pani Małgorzato,
bardzo dziękujemy za tekst, przeczytaliśmy go z zainteresowaniem, ale minęło już zbyt dużo czasu od spotkania w Teatrze Starym, by wracać do niego na łamach "A". Z pozdrowieniami XY "A" Pozdrowiłam redakcję. Napisałam coś o hartowaniu na marginesie światków. Zostawiłam dla siebie akty dewocji wyznawców "A", sektę wojowników Shingon, wyznawców Vishnu (Jestem A.), A-Adi-Buddhy.

Luton.
Porównuję zdjęcia z lotu z rysunkiem doliny w Alpach. (Leonardo zobaczył ją z perspektywy istniejącej jedynie w jego umyśle.) Przechodzę długi korytarz. Światło, biały autokar, przy drzwiach czarnoskóry kierowca. Tu tylko Victoria! Victoria, Victoria, woła ciepłym głosem. Staję na końcu kolejki. Odchodzą z niej ludzie, którzy pomylili kierunek. Na moim bilecie jest Victoria. Jestem we właściwym miejscu, na czas. Monotonna droga autokarem (mijam olbrzymią, mosiężną głowę konia wbitą w ziemię jak meteoryt, wokół obozowiska Cyganów) kończy się wjazdem do Londynu i szybką wycieczką po metropolii. Zatrzymuję się przy półce z książkami. Biblioteka wystawiła lektury dla przechodniów. Większość po hiszpańsku (Granice Ameryki północnej są ściśle określone, ''Przeciw'', Czesław Bobrowski.) Jest prezent dla mnie, mała, lekka książeczka. Projekt, łamanie I. Jagocha. Próbuję zapisać: oscar et la dame rose znak projekt łamaniejagocha. Konsultuję w wyobraźni francuskie słowa z tłumaczem z Teatru Starego, w mieście na wschodzie Polski. Był gwiazdą na scenie.

Teatr Stary, dużo czasu
Siedzę ze znajomym przeglądając nasze książki, Bernarda prawdziwe, cegły, moją ulotkę. Czekamy na promocję antologii miejskiego magazynu literackiego. Na deski sceny weszła poetka, pilotka po Toskanii, miłośniczka kotów. Tłumacze odczytują wiersz w kilku językach. Tom ,,Linie światła", to nie wieża Babel, mówi prowadzący spotkanie. Nie biblioteka Borgesa, myślę sobie, ani A, B, Ernst i Falk, C-Francuz z Solisławic i trochę w bok, ''r'' ciut, ciut za długie, ciut za głośne.
Anglik płynnie, zanurza się w języku. Niemiec klarownie, poddaje się panowaniu czystych reguł. Polska poezja spożywcza, Ukrainka, śpiewnie, matka rodząca, karmiąca, boleściwa, zwycięska.

Atak perspektywy
Max Jacob, David Hockney ''Staruszka za maszyną do szycia.'' Artysta odbił uśmiech kilka razy, ręce modelki w identycznej pozycji, nie wykonują pracy.
W dniu dziewięćdziesiątych urodzin mamy (wszystkie organizacje maryjne w parafii były zaangażowane, pozostałam na wyspie) otrzymałam informację o tej ważnej dacie: trzysta dwa lata temu (23.06.1717 r.) cztery angielskie loże utworzyły "Lożę Matkę" dając początek wolnomularstwa spekulatywnego. Zaczynam wiersz od słów loża matka, przy oknie scenicznym zarezerwowana dla dyrektora teatru ekonomisty. Dla mamy najwłaściwszy byłby wiersz religijny. Piszę dla johna betjemana. On potrafił coś skleić o kościele.

W Teatrze Starym pytanie do poetów
o światło i brak światła, właściwą iluminację w, z, po, nad, pod. Nerwowy ruch Bohdana Zadury, odbicie promienia od szkiełka jego zegarka. Wszystko jest światło, wydeklamowano.
Noc przeciągnęła rozmowę o ogrodzie cór wieczoru, dziecinności filozofa, którego szarą książkę wyrwałam barbarzyńcom. Dotychczas nie zwróciłam uwagi na TEST w czarnej ramce, samotne słowo na szmucpaginach dwóch tomów. Poprawnie powinnam zaczynać czytanie od: Emerson, eseje, TEST. Zamiast wstępu, historii, pytania.
- Raj, niebo czy ziemia?
- Ziemia, odpowiadam pamiętając o indyjskim chłopcu stosu, meksykańskich świętych, tunelach pod piramidami, starej, angielskiej książce o tym jak ludzie wyobrażają sobie raj. Były w niej ilustracje ogrodów w Indiach i Anglii. Matka Ziemia dała siłę przez dotyk Smohalli, wodzowi Indian Sahaptin: Mówicie mi, bym ścinał trawę na siano, sprzedawał je i bogacił się jak biali ludzie. Ale jak śmiałbym ścinać włosy mojej matki?
Dziękuję rozmówcy, patrząc na oleodruk zawieszony nad kuchenką gazową. Wyniosłam go z pustego domu, z pokoju po służącej pradziadków. Obraz stał w pokrytej kupami kur wannie Chrystus zastygł w pozie wychodzącego z wanny i grobu, ubrany w białe płótno na wzór rzymskiego płaszcza, trzyma w ręku cesarskie labarum. 100 lat odpustu i napisu nr 54 Printed in Germany. Persona z papieru zaczyna się kruszyć, odpadać jak suchy naskórek.

Przymusowy tydzień w Polsce.
Kalendarz zawieszony nad Canal Grande, Ponte di Rialto. Płótno z teatralnego śmietnika.
Miasto, w którym żyłam trzydzieści lat przyznaje mi nagrody jednocześnie izoluje od siebie jak chorą na dżumę. Lista konsekwentnych, wykluczających już starą malarkę nieustannie się wydłuża. Muszę utrzymać porządek w korespondencji.
A, aporia. Łuszcząca się zbroja papierowego strażnika. Spadają płatki farby z włoskiego nieba.

Telefon, głos uciekiniera:
-Kup mi Wodza Słońce.
Sprawdzam, oprawa lekko wytarta, delikatnie zagięta, rogi zagięte, strony trochę pożółkłe, adnotacje i pieczątki pobiblioteczne.
Głos o zaległości tematycznej, poddawaniu się i nie poddaniu się egzaminowi: Towarzystwo stolikowe jak u Leonarda na ''Ostatniej wieczerzy'' siedzi przed moją makietą.
-Co to za rzeczka?
-Rzeka to Wieprz nie od dziś płynący, odpowiadam.
Przerywają. Mówię dalej, o pamięci wody, ewolucji mojego myślenia od świątyni pogańskiej poprzez teatralnię na wodzie żony Sobiepana, kościele wzniesionym rękami muzułmanów. Doszedłem do teatru leśnego. Koniec. Dalej nie mogę postawić kroku poznawczego. Lasy wiecznie śpiewają, ale to ich sprawa. Zadzwonię później.

Eye of the needle
Nie we wszystkich kręgach kulturowych igły mają uszy i oczy, nie wszędzie słyszą i widzą, padło ze sceny teatru. W niektórych objuczony wielbłąd (ten sam u Żydów, Arabów, chrześcijan) przeciska się przez głuche i ślepe.
Umyłam okna i szybki na obrazkach. Przewlekam sznurek przez oczko-ucho w ramie Zmartwychwstałego na obrazku.
Wieszam na swoim miejscu, nad garnkami. Czas na lotnisko. Walizkę mam pustą, niezbędne rzeczy zostały na wyspie.

Małgorzata Skałbania

 


Przeczytaj też u nas inne teksty M. Skałbani, w tym wiersze (dział ‘poezja’), a w ‘porcie literackim’ recenzje jej zbiorów pt. Szmuctytuł (2015), Ćwirko (2016), Che barbaro momento (2017) oraz Skruchowi (2018)