O Zbigniewie Brzozowskim

Category: pisarze nieobecni, książki zapomniane Published: Thursday, 31 December 2009 Print Email

Bogdan Twardochleb


Płanetnik z liceum czarnej magii

Zbigniewa Belinę-Brzozowskiego pamiętają znajomi, koledzy pisarze i zapewne dawni czytelnicy jego książek. Nie wznawia się ich, niestety, o nich nie dyskutuje, brak ich w Internecie, mimo że autor należał do pisarzy bardzo popularnych i wysoko cenionych, zarówno przez publiczność, jak i krytykę.
Urodził się w 1936 r. w Toruniu. Jego ojciec był oficerem lotnictwa, matka – nauczycielką. Pochodził z rodziny bardzo dla Polski zasłużonej, a właściwie z rodów, pieczętujących się starym, na pewno jeszcze średniowiecznym herbem Belina.
Początkowo Brzozowski do spraw rodowej genealogii chyba nie przywiązywał zbyt wielkiej wagi, w każdym razie późno zaczął o nich mówić. Około połowy lat osiemdziesiątych, ku zaskoczeniu tych, którzy go znali, zaczął podpisywać się: Belina-Brzozowski, choć niezbyt niekonsekwentnie (pseudonimem Emeryk Belina podpisywał artykuły w wydawnictwach drugiego obiegu). Odkrywał książki o dziejach legionów Piłsudskiego, zwłaszcza konnicy, gromadził ikonografię, a to m.in. ze względu na odnalezione powinowactwo z pułkownikiem Władysławem Beliną-Prażmowskim, słynnym kawalerzystą legionowym, dowódcą „beliniaków” – 1 Pułku Ułanów Legionów Polskich.
* * *
Dzieciństwo i okupację spędził Brzozowski w Pińczowie, maturę zdał w Kielcach (1954), studiowanie zaczął od biologii w Toruniu, a skończył magisterką na polonistyce w Poznaniu (1960). Potem pracował krótko jako nauczyciel w Kielcach, a w 1962 r., gdy sprowadził się do Szczecina, został nauczycielem i wychowawcą w Państwowym Domu Dziecka w Szczecinie-Zdrojach, dzielnicy położonej w sąsiedztwie puszczy, u stóp Gór Bukowych, w poniemieckich, starych domach, przypominających pałacyki. W tym samym domu trzy lata później podjął pracę Zdzisław Krupa, pisarz, kojarzony od połowy lat siedemdziesiątych z nurtem chłopskim, blisko w swoim czasie związany „z kręgiem Henryka Berezy”.
* * *
Początki pisarskiej kariery Brzozowskiego były w Szczecinie niemal sensacyjne. Jego debiutanckie miniatury prozatorskie wydrukowała w 1973 r. od razu „Twórczość”, najbardziej wówczas ceniony miesięcznik literacki. Środowisko literackie było zdumione i zaskoczone, bo autora prawie nikt nie znał. Brzozowski nie włączał się wcześniej w żadne ruchy młodoliterackie, grupy, debaty pokoleniowe, czy korespondencyjne kluby młodych pisarzy, tak wtedy „na prowincji” popularne. Po prostu debiutował i to późno, mając 37 lat.
Trzy lata potem, gdy o debiucie w „Twórczości” zapomniano, w wysoko cenionej serii współczesnej prozy polskiej Państwowego Instytutu Wydawniczego ukazała się jego pierwsza książka, niewielka, licząca 128 stron druku. Mówiło się o tym „na mieście”, zwłaszcza że druku nie poprzedziły jakieś autorskie starania o wsparcie, sugestie, że trzeba, warto, że środowisko potrzebuje nowych nazwisk. A nadto książka miała dziwny tytuł: „W miasteczku, które jak ogród Andersena…”.
Natychmiast ukazały się recenzje w prasie ogólnopolskiej i regionalnej: Leszka Bugajskiego w „Literaturze”, Lothara Herbsta w „Nadodrzu” i „Nowym Wyrazie”, Bogusława S. Kundy w „Życiu Literackim”, Janusza Pieszczachowicza w „Nowych Książkach”, Bohdana Zadury w „Twórczości”, innych w „Studencie”, „Punkcie” itd…
„W miasteczku…” to zbiór niewielkich opowiadań o dzieciństwie w czasie wojny i tuż po wojnie. Mają wspólnego bohatera, wspólne miejsce akcji i wspólnego narratora, który opowiada o wszystkim po latach, z dystansu, łatwego do uchwycenia w języku i kompozycji, ale z perspektywy dziecka. W książce, którą – jak zauważali recenzenci – wypełnia charakterystyczny smutek, dramatyczne wydarzenia rozgrywają się na pograniczu realności i baśni, w „ogrodzie Andersena”, w którym (a Brzozowski Andersena znał świetnie), gospodarzem ostatecznie jest śmierć. Przed jej bezwzględnością ocala dziecięcych bohaterów książki ich dziecięce widzenie świata, z właściwą mu ufną naiwnością, niekonwencjonalnością języka, groteskowymi skojarzeniami. Sam Brzozowski mówił o swojej prozie, że to „półbaśnie” i „półgroteski”.
„W miasteczku…”, rok po wydaniu, wyróżniono nagrodą im. Stanisława Piętaka, a Brzozowski prawie jednocześnie, również w PIW-ie, opublikował książkę drugą, zatytułowaną „Dycha z Kopernikiem”, odwołującą się do doświadczeń wychowawcy domu dziecka. I w tej książce świat postrzegany jest z perspektywy dziecka – tak będzie również w większości następnych.
Znowu recenzje: Jacka Kajtocha, Tadeusza Nyczka, Janusza Termera, Bohdana Zadury, Tadeusza Żółcińskiego, Wojciecha Żukrowskiego; od „Trybuny Ludu”, poprzez „Nowy Wyraz”, po wrocławskie „Litteraria”, „Twórczość”, gdański „Punkt”, krakowską „Więź”…
Również „Dychę z Kopernikiem” przyjęto z ogromnym uznaniem. Obie książki Brzozowskiego odniosły przy tym ogromny sukces na rynku i – co się wówczas nie zdarzało – szybko zostały wznowione”: „Dycha…” w 1978 r., a „W miasteczku…” - rok później. Debiutancka ksiązka ukazała się też niemal jednocześnie w Szwecji, co było niezwykłe, bo wcześniej żaden z powojennych pisarzy szczecińskich na szwedzki nie był tłumaczony.
***
Potem była kolejna książka, zbiór opowiadań „Balkony i kapelusze”, próba prozy realistycznej. Choć Brzozowski miał w sobie pasję aktywnego uczestnika codzienności, w jej gorsecie nie czuł się najwygodniej jako pisarz. „Balkony…” miały więc znacznie mniejszy rezonans niż książki poprzednie.
W latach stanu wojennego współpracował z prasą drugiego obiegu. Później włączył się w pracę szczecińskich Komitetów Obywatelskich i budowę struktur demokratycznych.
Jego pisarskim żywiołem była jednak baśniowość, albo baśniowy (magiczny) realizm, jak chcieli niektórzy, choć Brzozowski tak o swojej prozie nie mówił.
***
Napisał przepiękną „Opowieść o Ewie”, dwunastoletniej dziewczynce, która ratując życie kilkuletniemu bratu uległa ciężkiemu wypadkowi. Można powiedzieć, że on historię Ewy przerobił na baśń: o wypadku, miesiącach leczenia, poznawania ludzi i siebie w chwilach najtrudniejszych: bólu, cierpienia, śmierci rówieśniczki, radości życia. Za tę książkę, jakże niesłusznie dziś zapomnianą, a mądrą i piękną, otrzymał Brzozowski m.in. nagrodę IBBY. Po raz drugi IBBY (sekcja krajowa) nagrodziła go za „Kilka czarodziejskich historii”.
***
Pasjami czytał Kolberga. Fascynowała go demonologia ludowa, a szczególnie płanetnicy. Podczas rozmów miało się wrażenie, że on nie tylko wierzy, ale że wie o ich istnieniu. Bohdan Zadura napisał kiedyś, że „patrzenie w górę” jest charakterystyczne dla jego prozy. Zacytujmy: „Księżyc, niebo, chmury, obłoki, często pojawiają się w opowiadaniach Brzozowskiego i z tych, jeśli symboli – to wytartych, jeśli zjawisk – to zwykłych, potrafi zawsze wyczarować, tchnąć w nie poetycką świeżość”.
Kim więc są płanetnicy? Oni władają deszczami. W ludowych podaniach są to ludzie, których wciągnęły chmury, albo którzy zagubili się w chmurach. Brzozowski tak opisał ich w „Złotej karecie”: „Płanetnicy ruszyli. Ponad polami, ponad lasami ciągnęli ciężkie chmury na powrozach. Coraz szybciej. Już grzmiało. Już zrywał się wiatr. Dusze dzieci, które zmarły bez chrztu, przemienione w upiorne ptaki-latawce, krzyczały. Leciały z wiatrem przed burzą”.
O płanetnikach pisał też w „Kilku czarodziejskich historiach” i „Innych baśniach”, o tym, że mogą spaść z chmur i żyć między ludźmi, chodząc w czarnych kapeluszach. Mogą też mieszkać na ziemi, a wtedy od czasu do czasu dają się porywać deszczowym chmurom. Nikt ich nie pokona. Nawet strzygi i strzygonie.
Brzozowski przygotowywał książkę o płanetnikach. Nie zdążył jej ukończyć. Fragmenty drukował „Przekrój”, a potem „Pogranicza”, gdy prowadził je nie żyjący już Mirosław Lalak, przyjaciel Brzozowskiego. W jego ostatnich dniach odwiedzał go szczególnie często.
***
U Brzozowskiego – jak u Andersena – nie da się oddzielić tego, co baśniowe, od tego, co realne, bo w jego prozie sen, marzenie, wyobraźnia, groteska, baśń są postaciami realnego świata. Kasia, bohaterka „Złotej karety”, nie potrafi oddzielić opowieści o lustrze od opowieści o sobie samej. Kulka, bohater „Dychy z Koperkiem”, chłopak o złamanym życiu, szuka ratunku w baśniowej przyjaźni z Płanetnikiem, o którym opowiada kolegom z domu dziecka jak o prawdziwym przyjacielu, „ni to jak bajkę, ni to jak prawdę”.
W świecie prozy Brzozowskiego wielu jest bohaterów ludowej (dziecięcej) wyobraźni, co podkreślali ilustratorzy jego książek, m.in. Stasys Eidrigevicius („Kilka czarodziejskich opowieści”). W jego świecie wszystko więc żyje, parasole i spodnie mogą latać, jabłka na jabłoni mogą być jak planety we wszechświecie, a jeśli są czerwone - jak latarnie, których się nie zrywa, lecz gasi. Bo to jest świat zbudowany z wieloznaczności słów, jak w Liceum Czarnej Magii, które tworzą bohaterowie „Dychy z Kopernikiem”. W takim świecie życie zawsze jest kreacją i ostatecznie zawsze jest piękne.
***
Zbigniew Belina-Brzozowski zmarł 12 marca 1992 r. po bardzo bolesnej chorobie. Pochowany został na cmentarzu w Szczecinie-Zdrojach.

Ważniejsze omówienia:
Urszula Chęcińska: W żywiole łabędziego lotu, w: Andersen – baśń wobec świata. Materiały z sesji literackiej w 150-lecie urodzin H. Ch. Andersena. Red. M. Hempowicz; Gdańsk 1995.
Urszula Chęcińska: Brzozowski Zbigniew, w: Literatura na Pomorzu Zachodnim do końca XX wieku. Przewodnik encyklopedyczny. Red.: Inga Iwasiów, Erazm Kuźma, Szczecin 2003.
Maciej Chrzanowski: Gra z rzeczywistością, w: Próg możliwości, Warszawa 1982.
Bohdan Zadura: "Urok smutnego dzieciństwa”, „Dycha z Kopernikiem”, czyli o dobroci”, w: Radość czytania, Lublin 1980.
Tadeusz Zwilnian Grabowski: Uczeń Andersena. „Bibliotekarz Zachodniopomorski” 1993, nr 1-2.

Zbigniew Brzozowski: W miasteczku, które jak ogród Andersena…. (Miniatury prozą). Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1975, s. 128. Wyd. II: PIW 1979.
Zbigniew Brzozowski: Dycha z Kopernikiem. (Opowiadania). Państwowy Instytut Wydawniczy Warszawa 1976, s. 134. Wyd.: II PIW 1978, Wyd. III: Ilustracje: Jan Bujnowski. Glob, Szczecin 1984
Zbigniew Brzozowski: Balkony i kapelusze. (Opowiadania). Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1982, s. 112.
Zbigniew Brzozowski: Opowieść o Ewie. (Powieść dla dzieci i młodzieży). Ilustracje: Bożena Tuchanowska. „Nasza Księgarnia”, Warszawa 1983, s. 112. Wyd. II 1987.
Zbigniew Brzozowski: Siostra Artura z zamku. (Opowiadania dla młodzieży). Młodzieżowa Agencja Wydawnicza, Warszawa 1984, s. 28. Ważne Sprawy Dziewcząt i Chłopców.
Zbigniew Brzozowski: Złota kareta. Rzecz czarodziejsko-naukowa. (Opowiadania i eseje). Państwowy Instytut Wydawniczy 1988, s. 194.
Zbigniew Brzozowski: Kilka czarodziejskich historii. (Baśnie). Ilustracje: Stasys Eidrigevicius. „Nasza Księgarnia”, Warszawa 1988, s. 88.
Zbigniew Brzozowski: Inne baśnie. (Opowiadania). Ilustracje: Antoni Boratyński. „Siedmioróg”, Wrocław 1991, s. 88.
Zbigniew Brzozowski: Człowiek w niebieskim mundurze, albo: dlaczego w naszych czasach nie słyszy się o płanetnikach; Ostatni płanetnik. „Pogranicza” 1994 nr 1, s. 36-43.


Latarnia Morska 3 (7) 2007